Jak z Markizy Marketanki zostałam Królową Tasią I - część 3 (Dramat Matki!)

Dzisiaj opowiem Wam moją najbardziej smutną historię. Opowiem o mojej porażce życiowej. To będzie opowieść o mnie i mojej córce Baylee. Uprzedzam to będzie smutne zwłaszcza dla mnie.
Pamiętacie, że na świat wydałam trzy prosiaczki. Jeden niestety urodził się martwy. Mój synek żył króciutko, choć hodowca dzielnie walczył o jego życie. Byłam bardzo nieszczęśliwa, ale cieszyłam się, że mam jednego dzieciaczka Baylee. Wkrótce dowiedziałam się, że planują nas rozdzielić i serce mi padło. Ja prawdopodobnie miałam zostać u hodowcy by znów wydać na świat potomstwo a Baylee miała pojechać do osoby, która ją kupi. Nie chciałam mieć już dzieci, bo to było bolesne przeżycie tak się z nimi żegnać. Przecież ja tak samo jak ludzie nosiłam te maleństwa w brzuszku i czekałam na ich przyjście. I po co, żeby znów widzieć ich śmierć. Hodowczyni mnie kochała i tłumaczyła mi, że jestem śliczną świnką i zadba o mnie najlepiej jak umie, a mnie było troszkę smutno. I wtedy okazało się, że hodowla zostaje rozwiązana. Moja hodowczyni bardzo się starała znaleźć dla mnie dobry domek i znalazła ten sam, do którego miała jechać Baylee. Bałam się nowego miejsca. Tu przeżyłam dramat, ale to był mój dom. Czas jednak biegł i przyjechała po nas Ciocia z Dużą.
 

Tak wtedy wyglądałyśmy. To nasze fotki z Poznania. Z lewej Baylee a ja na hamaczku.
A tu fotki z nowego domku u Dużej.

Wiem jesteśmy bardzo podobne, ale zdradzę Wam sekret. Ja mam pionową biała kreseczkę na czole a Baylee poziomą.


I tak rozpoczęłyśmy nasze życie w nowym miejscu. Kiedy Duża puściła nas pierwszy raz po pokoju to się śmiała, że zachowujemy się jak turystki, które szukają niebieskiego szlaku i zaraz zapytają: Proszę Pani, a którędy to na Rysy?  Wszędzie wlazłyśmy i pod łóżko i gdzie się tylko dało. No co? Byłyśmy bardzo ciekawe. Potem poznałyśmy białe a co z tego wynikło to już wiecie.
Na tej fotce jestem tuż po tym, gdy walczyłam z Aloki i przestałam się ruszać. Ja po prostu przeżyłam wtedy szok. Baylee mnie pilnuje i jest zaskoczona brakiem moich reakcji.

Niewiele jest fotek, na których jesteśmy z córką przytulone. Baylee zawsze do mnie biegła i układała się obok a wtedy ja natychmiast wstawałam i uciekałam. Dlaczego? Na razie pozostawię to bez odpowiedzi. Duża za to bardzo się na mnie złościła i czasem specjalnie trzymała nas obie na kolanach, żeby Baylee mogła się do mnie tulić. Baylee bardzo tego pragnęła a ja? Ja byłam moim dzieckiem zmęczona, ale czy tylko?
Pewnego dnia, gdy Duża wróciła z tego miejsca, które nazywa pracą - zobaczyła, że coś dziwnego mam na pysiu. Podniosła mnie i ...

zawiozła mnie do lecznicy dla zwierząt. Tam Pani doktor Kasia mnie obejrzała i powiedziała, że to trzeba operować, bo wewnątrz pysia mam okropną ranę. Nie wiem kiedy mnie uśpili. Tak to wszystko szybko się stało. A do domku wróciłam już z takim pycholem. Duża bardzo się wtedy zdenerwowała, bo pani doktor powiedziała, że ugryzła mnie druga świnka i to bardzo dotkliwie, bo zrobiła mi wewnątrz i na zewnątrz ranę. A ja byłam tylko z Baylee. I czy teraz wszystko jasne? Kiedy wróciłyśmy do domu Baylee została wyeksmitowana z kojca. Dostała malutką powierzchnię obok, ponieważ ja musiałam mieć sterylne warunki przez wiele dni.

Pysiol mnie bolał i nie mogłam się dobrze umyć, dlatego pod oczkami pojawiła mi się taka żółta wydzielina. Duża strasznie się martwiła i histeryzowała bo nie wiedziała, że świnki do mycia stosują taką wydzielinę.
My dwie byłyśmy oddzielnie i nie wiadomo było co z nami będzie? Kiedy pani doktor się zgodziła na nasze połączenie Duża wypuściła nas obie na pokój. Kiedy Baylee wróciła do kojca skakała radośnie wysoko i była szczęśliwa. I wydawałoby się, że będzie dobrze. Ale minęło kilka tygodni i wróciłam do lecznicy z ponowną raną. I znów przeżyłam to samo. Duża nie mogła uwierzyć, że to Baylee mnie gryzie a ja wtedy nie mogłam się z nią jeszcze porozumieć. Zresztą ona wtedy jeszcze bardziej kochała Baylee niż mnie. Ja jednak wiedziałam, że się o mnie martwi i że zaczyna patrzeć na mnie inaczej. Czułam jej troskę.
Gdy się wyleczyłam znów razem zamieszkałam z Baylee. Ciągle się zastanawiam dlaczego ona mi to robiła. I nie wiem. Duża twierdzi, że ona miała taki charakter i zawsze powtarzała, że Baylee mnie kocha, ale ja coraz mniej wierzyłam w tę jej miłość.
Historia się powtórzyła po raz trzeci. Pani doktor powiedziała, że będę miała grubszą jedną wargę a jedno miejsce wewnątrz pysia nie pozostanie zrośnięte, bo tyle razy było naruszone.
Oj nie byłam ja wtedy szczęśliwa.
Byłam bardzo smutna, bo bardzo mnie bolało. I nie wiem co bardziej czy mój chory i biedny pysiol czy moje biedne matczyne serduszko. Poniosłam porażkę i to okropną. Nie wychowałam dobrze Baylee. Nie umiałam się przed nią obronić i nie umiałam jej skarcić. Duża mówiła wtedy, że jestem pierdołą, bo się nie umiem obronić. No ale jak? Przecież ja jestem jej mamą. Jak niby miałam ją ukarać? Jak odepchnąć nie robiąc krzywdy. Więc cierpiałam i dawałam się gryźć. Dziś myślę, że obie byłyśmy wtedy nieszczęśliwe. Baylee nie potrafiła opanować swoich emocji a ja nie umiałam się jej przeciwstawić. Może ona tak bardzo do mnie lgnęła na siłę, bo pragnęła większego ze mną kontaktu a ja jakoś nie chciałam tej bliskości. Nie potrafiłam zaakceptować jej przytulania na siłę a ona ze złości mnie gryzła. A Duża nadal w to nie wierzyła, bo mała nigdy mnie nie ugryzła przy niej. Zawsze obrywałam pod półką, gdy nikt nie widział. I płakałam nie raz. I nie tylko dlatego, że mam taką złą córkę, ale dlatego, że ja czułam się złą matką. To był zły czas.
[Wtręt Dużęj: Faktycznie nigdy nie widziałam, żeby moje dwie rudaski się gryzły i nie potrafiłam zrozumieć jak córka może tak krzywdzić matkę. I to kto? Mój kochany, mały Dzwoneczek - Baylee. Ale pewnego dnia zdarzyło się coś co mną wstrząsnęło. Dziewczyny mieszkały oddzielne bo Tasia leczyła ranę na pysiu. Tasia siedziała w kojcu i spokojnie sobie jadła a Baylee puściłam po pokoju. W pewnej chwili Baylee podeszła do szybki kojca i tęsknie spojrzała na matkę. A Tasia?  Tasi już tam nie było. Uciekła z przestrachem na sam koniec kojca głęboko pod półkę. I wtedy zrozumiałam, ze Baylee rzeczywiście ją gryzła. I zrobiło mi się tak strasznie żal dzielnej Tasi. Myślę, że wtedy właśnie pojawiła się na moim sercu kolejna rysa a Taśka zaczęła mnie zdobywać. :) ]
Po trzeciej operacji pani doktor i Duża zdecydowały rozdzielić nas na zawsze. I od tamtej chwili nie mieszkamy już razem, choć codziennie przez kratki się widzimy. Przez długi czas udawałam, że małej nie dostrzegam, choć bacznie ją obserwowałam. Czas leczy rany. Wybaczyłam jej i już się jej nie boję. Mam nawet swojego obrońcę, ale o tym poczytacie w następnych częściach. Duża twierdzi, że Baylee się zmieniła na lepsze i dlatego ma nowe imię: Bajka.
A w następnej części o tym jak zdobywałam koronę będzie czy świnki naprawdę potrzebują towarzysza?  Zobaczycie jak radziłyśmy sobie obie po rozstaniu. Oj nie było łatwo. Buziaki. Pa.

Z cyklu "Rozmowy z Taśką": dialog na osiem nóg:

 
 Fotki przetworzone.
Bajka: Mamo! Co się z nami stało? Co nam ta Duża zrobiła? Ratunku! Jak ja wyglądam?
Tasia: Oj cicho Bajka. Przecież nic Ci nie jest. To tylko taki dziwny program komputerowy. A tak przy okazji zbliża się 26 maj.
Bajka: No i co mamo?
Tasia: No jak to co? Ja się pytam czy przygotowałaś dla mnie jakiś prezent na Dzień Mamy?
Bajka: Ehm!
Tasia: Co ehm? To już bezczelność. Znowu nic! Nie wiem narysuj coś albo udziergaj z siana. Nie obchodzi mnie. Jak znów nic nie dostanę to mów do mnie Królowo Tasiu. Nie będzie mamy. Bierz się do roboty dzieciaku.
Bajka: A mamuś a ja dostanę coś na Dzień Dziecka?
Tasia: To będzie zależało od tego jak ja jako mama się poczuje. Do roboty! A Wy co to czytacie o swoich mamach i dzieciach pamiętajcie. 

Specjalne pozdrowionka dla mojej czytelniczki Dorotki i jej przyjaciółki Jenki. :)  😃
Buziole!





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak z Markizy Marketanki zostałam Królową Tasią I - część 4 (Samotność)

Opowieści Taśki (część 1 o kosmitce).

Jak z Markizy Marketanki zostałam Królową Tasią I - część 1 (bo to długie będzie ...)